Zawsze, kiedy czytam o jakiekolwiek diecie, i dojdę do fragmentu, że należy pić 2 litry wody dziennie, wpadam w popłoch. Nie dość, że podobno i tak składamy się z około 70% wody, to jeszcze sobie dokładać. Czy oni chcą, żebym była nie dość, że krągła, to jeszcze rozmyta w kształtach. I kiedy to wypić. Wydawało mi się to niemożliwe. I nigdy się do tego nie przykładałam. Nawet jak przykładałam się do diety.
Dopiero kiedy ostatnimi czasy poszłam z Darkiem (moim chłopakiem) na Kurację Horaka, okazało się to w pełni możliwe. I sama się zastanawiałam, jak to jest, że robimy sobie wieczorem 1,5litrowy dzbanek wody z miętką i cytrynką. Oglądamy TV, czytamy i nawet nie wiadomo kiedy się skończył. I już pędzę robić drugi. Darek dodatkowo zeznał, że w pracy też co najmniej wypija 2 litry i ani jednej kawy – wcześniej tak średnio 5 kaw, zero wody.
Chyba, to wszystko prawda, że jak się odkwaszamy, to organizm sam się domaga wody. I sięgamy po nią bezwiednie. I nie zauważamy, że jej sporo wypiliśmy , gdyby nie to… sikanie. No niestety, co wlejemy, musimy wylać, a przy okazji troszeczkę się przepłukać. I nawet nie zauważymy, kiedy się nam ta cera poprawiła. I , że jacyś promienni jesteśmy, świetliści jakby bardziej. Kurcze, zakochałam się czy co. Spojrzenie jakieś błyszczące, usteczka krwiste. Tylko w brzuszku zamiast motylków, coś jakby chlupocze.